Strony

wtorek, 22 sierpnia 2017

#FILM

Ostatnio znowu nie za bardzo mam ochotę pisać, ale nie chcę aż tak zaniedbywać bloga, dlatego przez najbliższy czas w postach będę Wam polecać różne rzeczy. Dzisiaj polecę Wam film, który niedawno obejrzałam. Dwa razy. Pierwszy raz sama, a za drugim razem przy okazji, kiedy poleciłam go moim rodzicom. Film opowiada o bardzo uzdolnionej dziewczynce. Pewnie zastanawiacie się w jakiej dziedzinie była tak bardzo uzdolniona :) Otóż moja ukooooochana dziedzina, jaką jest matematyka. Ze słową "ukochana" żartuję. Ja i matematyka naszą przyjaźń zerwałyśmy tuż po skończeniu gimnazjum. W liceum było tylko gorzej. Ona obrabiała tyłek mi, a ja jej. Wiecznie się ze sobą kłóciłyśmy i ani ona mnie nie potrafiła zrozumieć, ani ja jej. Dlatego kontakt definitywnie zerwałyśmy po mojej maturze. Jednak ta dziewczynka kochała matematykę. 


Dziewczynką opiekuje się jej wujek i staje przed niemałym problemem. Nie wie, czy pielęgnować talent dziewczynki, czy pozwolić jej być dzieckiem. Sam jest bardziej skłonny, by dziewczynka potrafiła i mogła być małą dziewczynką, która ma przyjaciół i czerpie z dzieciństwa jak najwięcej, jednak na jego drodze pojawia się babcia dziewczynki, a jego matka. Ona za wszelką cenę chcę, by Mary pielęgnowała swój talent już od najmłodszych lat, by w przyszłości zostać popularną matematyczką, która na swoim koncie będzie miała wiele sukcesów. Z tego też powodu syn z matką spotykają się w sądzie i tam zaczynają walkę o prawną opiekę na małą. Jak zakończy się proces? Kto dostanie prawa do opieki? Czy mała będzie zmuszona do rezygnacji z bycia dzieckiem? Tego dowiecie się oglądając ten film. Wiem, że jest to tylko film, ale myślę, że na świecie są takie genialne dzieciaki jak Mary. Czy mamy prawo do odbierania im dzieciństwa? Można to jakoś pogodzić?

niedziela, 20 sierpnia 2017

#witamczłowiekimoje

Gdyby blog był jak odłożona na bok książka, której nie ruszamy przez długi czas, to mój miałby aktualnie pokrywałaby pokaźna warstwa kurzu. Piekło dla alergików. Może niektórzy z Was wiedzą, że 24 lutego rozpoczęłam swoją kilkumiesięczną przygodę życia. Siedząc, pisząc tego posta, nie mogę uwierzyć, że to 5 miesięcy minęło tak szybko. Zastanawiacie się pewnie, gdzie siedziałam przez to 5 miesięcy... Już wszystko tłumaczę, ale najpierw chciałabym uprzedzić, że pojawi się na tym blogu kilka postów na ten właśnie temat. Zamieszczę je z nadzieją, że kiedyś w przyszłości komuś pomogą tak, jak mnie pomógł jeden post, który przeczytałam przed moim wyjazdem. 
24 lutego z lotniska w moim kochanym Wrocławiu wyleciałam do Londynu, by stamtąd dostać się do Triestu we Włoszech. Jednak to nie był koniec mojej podróży, gdyż musiałam dostać się do miejsca docelowego, gdzie miałam spędzić kolejne 5 miesięcy mojego życia. Z Triestu musiałam ze znajomymi wziąć taksówkę, gdyż nie było możliwości, aby wyrobić na ostatni autobus. Moim miejscem docelowym było trzecie co do wielkości miasto w Chorwacji, Rijeka. Chociaż do Chorwacji jeżdżę od 2005 to w Rijece byłam tylko przejazdem, ale to właśnie tam miałam swojego pierwszego Erasmusa. Pierwszego, ale mam nadzieję, że nie ostatniego. Jednak w tym poście nie będę się rozpisywać. Więcej o Erasmusie w kolejnym wpisie. Może nawet jutro. Stay tuned jak to mówią.







Dobranoc.