Strony

poniedziałek, 25 września 2017

#(nie)poważnafirma

Niedawno miałam (nie)przyjemność pracowania dla pewnego salonu samochodowego jako hostessa promująca ich akcję. Dlaczego w nawiasie napisałam "nie"? Dlatego, że jeszcze kilka godzin temu uważałam tę firmę za poważną i profesjonalną. Jednak zdanie na jej temat zmieniłam po telefonie od mojej znajomej, która razem ze mną wcieliła się w rolę hostessy na jeden weekend. Nie była to ciężka praca, ale jednak stanie po 6-8 godzin w wysokich obcasach do najprzyjemniejszych nie należy. Uwierzcie mi.. nogi mogą wejść nam do d*py od nieustannego stania w szpilkach czy innych koturnach. Jednak obie zacisnęłyśmy zęby i skoro praca wymaga to trzeba z uśmiechem na twarzy się dostosować. Nie ma co wybrzydzać, źle nie płacili. Stawiłyśmy się punktualnie w centrum handlowym, odebrałyśmy kluczyki od samochodu, który miałyśmy promować, ucięłyśmy króciutką pogawędke z kierownikiem i zaczęłyśmy hostessować (tak, słowotwórstwo na poczekaniu). Odwalone jak marchewki na otwarcie grządki zachęcamy ludzi do brania udziału w naszej jakże wspaniałej akcji promocyjnej. W skrócie.. za sprzedanie nam swoich danych dostawało się mały upominek. Wiecie, wypełniacie króciutki formularz, w którym podajecie swoje podstawowe dane personalne, by wyżej wymieniony salon mógł wysłać do Was swoją ofertę handlową drogą elektroniczną lub smsową. My miałyśmy tylko ładnie wyglądać, uśmiechać się i znaleźć jak najwięcej chętnych. Dobrze wiedziałam, że nie będzie to proste zadanie, bo sama również niechętnie podaję swoje dane. Robię to bardzo rzadko. Musiałyśmy się trochę nagimnastykować, żeby ludzi przekonać. Upominek zachęcał, ale jednak nie tak bardzo, by podawać swoje najcenniejsze dane. Zresztą czy szminka jest dobrą zapłatą za oddanie naszych danych w cudze ręce? Nie sądzę. Panowie bardzo sceptycznie podchodzili do tego, bo po co im to, czego nawet nie używają? Jednak tak jak nam przykazano zapewniałyśmy, że kobieta ich życia na pewno się ucieszy. Na początku akcja miała być skierowana tylko dla mężczyzn, którzy za wypełnienie formularza mieli otrzymać upominek dla swoich kobiet. Kiedy usłyszałam, że mamy podbijać do Panów ze szminkami to wydało mi się to trochę idiotyczne, ale okej. Szef każe, pracownik robi. Hierarchia musi zostać zachowana. Nawet w tym przypadku, niestety. Dlatego niewzruszenie proponowałyśmy Panom prezent, który miał uszczęśliwiać kobiety ważne w ich życiu. Nie dziwiłam się, kiedy mi odmawiali, ale co ja mogłam.. Po pierwszym dniu zostałyśmy pochwalone i zapewnione, że to dobry wynik, gdyż rozumieją, że nie jest prosto zainteresować ludzi, którzy są zabiegani i nieufnie nastawieni do takich akcji. Pomyślałam ok, szefostwo mówi, że jest zadowolone to jest wszystko w porząsiu. Jakoś przeżyłyśmy ten dzień. Chciałyśmy wypaść jak najlepiej, więc w ten dzień zrobiłyśmy tylko jedną krótką przerwę. Drugi dzień był dla nas mniej stresujący, więc minął powiedzmy, że odrobinę szybciej. Nie byłyśmy zbytnio zadowolone z ilość formularzy, gdyż ambicje mówiły, żeby nazbierać ich więcej. W niedzielę ludzie byli bardziej zainteresowani, zadawali dużo pytań, a my starałyśmy się na nie odpowiadać. Jednak do wypełnienia formularzy nie dało się ich przekonać, woleli osobiście podjechać do salonu i obejrzeć. Cóż, w pełni ich rozumiem. Też jestem człowiekiem. Ankiet udało się uzbierać w podobnej ilości do dnia poprzedniego. Na koniec dnia zdałam relację szefowej, która ponownie zapewniała, że jest zadowolona i świetnie się spisałyśmy.
                      Nadszedł dzień rozliczenia. Przyjechałyśmy na spotkanie. Wcześniej z moją znajomą uzgodniłyśmy, że trzeba zasugerować im kilka zmian, gdyż akcja nie jest dobrze przemyślana i trzeba ją podrasować. Szefowa zaprosiła nas do sali konferencyjnej i zaczęła wypytywać jak było, co się podobało, a co nie. Wszystko dokładnie jej opowiedziałyśmy i zasugerowałyśmy jej kilka zmian. Moim pomysłem było, aby zamiast szminkowego upominku zorganizować konkurs z jakąś konkretniejszą nagrodą. Wiadomo, że Panowie będą chętniejsi, kiedy w grę wejdzie nagroda konkret, a nie szminka, która nie jest im do szczęścia potrzebna. Znajoma zasugerowała zmianę godzin, bo zauważyłyśmy, że lepiej było w sobotę, kiedy akcja zaczęła się wcześniej niż w niedzielę w godzinach wieczornych. Zasugerowałyśmy również zmianę miejsca, gdyż nasz samochód był zlokalizowany przy bocznym wejściu, gdzie ludzi przewija się zdecydowanie mniej niż w centrum budynku. Szefowa wysłuchała z zainteresowaniem, pochwaliła nas na odchodnym, zaproponowała dalszą współpracę, jeżeli tylko my miałybyśmy czas, a oni znów organizowaliby podobną akcję. Dała nam koperty z naszym honorarium i pożegnała z uśmiechem na twarzy. Zero "ale", zero pretensji, zero wyrazów niezadowolenia. Dlatego pomyślałyśmy, że może faktycznie nie mamy czym się przejmować i poszło nam przyzwoicie. 
Po jakimś czasie dostałyśmy smsa od niej z propozycją kolejnej współpracy, niestety żadna z nas nie mogła w tym terminie. Moja znajoma dałaby radę tylko w dwa dni, ale widocznie to nie było dla szefowej wystarczające, bo smsa zwrotnego z odpowiedzią moja znajoma już nie dostała. Ja zresztą też nie. Dzisiaj dostaję telefon od mojej znajomej, która opowiada mi, co to się odpie*doliło, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Nową hostessę znamy bardzo dobrze, dlatego to, co wie ona, wiemy i my. Szanowna szefowa chcąc podbudować nowe hostessy zaczęła litanie narzekań na byłe hostessy (czyt. mnie i moją znajomą). Mówiła jak to się zawiodła, jak bardzo słabo nam poszło i jak bardzo nie jest zadowolona. Ok, skoro takie miała o nas zdanie trzeba nam było powiedzieć wprost, a nie chwalić nas i mówić, że jest zadowolona. Smsy mi świadkiem. Mam je w telefonie do dzisiaj, gdzie chwali nas i pisze, że świetnie dałyśmy radę. Dobra, okej. Do fałszywości ludzi jestem przyzwyczajona. Słucham dalej, co moja znajoma chce mi przekazać i słyszę zdanie. 
(Imię zmienione celowo)
"Pani Dagmara powiedziała (naszej znajomej), że po ostatniej porażce wpadli na pomysł, żeby zmienić koncepcję akcji. Przyszedł im do głowy pomysł, żeby zorganizować konkurs i tak zachęcić klientów." 
Tak, oni wpadli na pomysł. Szkoda tylko, że wyszedł on z głowy kogoś innego, prawda? No tak, ale to oni są wspaniałomyślni i ich olśniło po ostatniej porażce. Dowiedziałyśmy się też, że zmienili godziny akcji, bo UZNALI (tak, znowu oni sami), że lepiej będzie w godzinach wcześniejszych. Nie zapominajmy o zmianie miejsca, na którą też przecież wpadli właściciele we własnej osobie. Samochód stanął w samym centrum i nowe hostessy nie musiały stać w tych jakże wygodnych wysokich obcasach, tylko wygodnych butach. Obcasy miały ubrać tylko do zdjęcia, które swoją drogą zrobił profesjonalny fotograf. Nikt nie kazał wysyłać im selfie robione z ręki jak nam, ale spoko, wyszedł nam bardzo ładny selfiak. Cieszę się, że nasze pomysły spodobały im się tak bardzo, że ich autorstwo przypisali samym sobie. To największy komplement, naprawdę ;) Słyszałyśmy też, że akcja się udała tym razem, czyli wszystkie nasze sugestie były trafione w dziesiątkę. Bardzo nas to cieszy. Polecamy się. Czuję się jak ghostwriter, ale nie taki od pisania książki, tylko na podrzucanie pomysłów, które ktoś potem sobie przywłaszcza. 
Według mnie takie zachowanie nie powinno mieć miejsca w firmie, która jest uważana za poważną i pełną profesjonalizmu. Nadawanie na poprzednich pracowników by podbudować aktualnych jest raczej słabym zagraniem. Jeżeli ma się z kimś problem to powinno powiedzieć mu się to wprost. Byłam zła, kiedy o tym się dowiedziałam, ale aktualnie jest to dla mnie komiczna sytuacja i bawi mnie, że przywłaszczyli sobie nasze pomysły. To znaczy, że musiały być bardzo dobre, a więc uznam to po prostu za komplement. W końcu jesteśmy bardziej kreatywne i pomysłowe niż zarząd firmy, która uważa, że mężczyzn zachęci pomadką do ust. Obłudzie mówię: NIE, DZIĘKUJĘ. Współpracy z tą firmą jednak NIE POLECAM, bo za plecami możecie zostać obrzuceni błotem przez (nie)poważną córkę właściciela.


Szanujmy się wzajemnie, a będzie się nam dobrze żyło. Dobranoc.

środa, 13 września 2017

#stereotypkobiety

Ostatnio na pewnym fejsbukowym fanpage'u natknęłam się na pewien - bardzo ciekawy i trafiający w punkt - cytat, jeżeli dobrze zostanie zinterpretowany. Niestety znalazły się kobiety, które nie zrozumiały przesłania i wybuchnęła tzw. g*wnoburza. Jednak nie będziemy dzisiaj rozmawiać o tym, że zła interpretacja nie wróży nic dobrego. Skupię się na cytacie, który teraz przytoczę:

Dziewczynka, gdy stanie się kobietą, będzie wiedziała, jak poruszać się w świecie. 
A w szczególności zrozumie, że gdy ją boli, to tak naprawdę nie boli.
Gdy jej się chce, to tak naprawdę jej się nie chce, a gdy nie chce, to właśnie chce.
Gdy płacze, to histeryzuje i jest niewdzięczna.
Gdy się na coś nie zgadza, to jest wredna i cyniczna.
Gdy się cieszy, to się wygłupia albo jest pijana.
Gdy chce ładnie wyglądać, to się mizdrzy, a gdy kimś się zainteresuje, to się puszcza.
Gdy się wstydzi, to jest głupia, a gdy się nie wstydzi, to jest bezwstydna.
Gdy się przy czymś upiera, to przesadza, a gdy się nie upiera, to nie wie, czego chce.
Jak kocha, to jest naiwna, a jak nie kocha, to jest zimna.
Gdy ma ochotę na seks, to jest suką, a gdy nie ma ochoty na seks, to też jest suką.
Jeśli chce być kimś - to znaczy, że przewróciło się jej w głowie, a jak nie chce być kimś, to jest głupią kurą.
Jeśli jest sama, to znaczy, że nikt jej nie chciał, a jeśli jest z kimś, to znaczy, że cwana.
Wtedy też będzie wiedzieć, że gdy dostaje furii - to jej się tylko tak zdaje. 
W każdym razie może być pewna, że nie ma żadnych prawdziwych powodów do gniewu i powinna udać się po poradę do psychoterapeuty.
— Wojciech Eichelberger

Świat jest pełen stereotypów na temat ludzi. Jednak czy wszystkie stereotypy są trafne? Uważam, że nie. Często są przesadzone i potrafią zranić nie jedną osobę, kiedy ktoś w jeden z nich uwierzy. Eichelberger w swojej wypowiedzi pokazuje jak niedorzeczne bywają stereotypy na temat kobiet. Według mnie trafił w dziesiątkę ze wszystkimi. Ile razy usłyszałam, że przesadzam, kiedy mówiłam, że coś mnie boli. Nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Zawsze wszyscy wiedzieli lepiej ode mnie. Ile razy mówiąc, że czegoś nie chcę, inni przekonywali mnie, że to jest  właśnie to, czego chcę. Nie wspomnę już o tym ile razy usłyszałam, że jestem wredna, bo powiedziałam NIE. Ha, a ile razy ktoś zapytał mnie czy jestem pijana. Co było tego powodem? Dobrze się bawiłam! Zaskoczę Was... Umiem bawić się bez alkoholu! Śmiać się głośno i wygłupiać jak beztroskie dziecko. I wcale nie jest mi potrzebny do tego alkohol. Wystarczy czekolada. Wiecie.. cukier i te sprawy ;) Pamiętam czasy, w których byłam zakochana i kochałam. Jak myślicie, co wtedy słyszałam? "Jesteś naiwna", ale w tym akurat mieli rację. Byłam naiwna. Teraz? Teraz jestem zimna, bo nie kocham. Jakie to typowe, prawda? Czytając słowa Eichelbergera sama się dziwiłam, że tak perfekcyjnie trafił w sedno sprawy. Dokładnie tak postrzegane są kobiety przez niektórych ludzi. Ci ludzie nigdy nie zapytają "dlaczego?", tylko od razu stawiają na Tobie krzyżyk i przypisują Ci dany stereotyp. Idziesz ze swoim chłopakiem do łóżka - dziwka, nie idziesz - cnotka niewydymka. Chcesz robić karierę i na razie nie myślisz o dzieciach? Egoistyczna suka. Chcesz mieć dzieci i rezygnujesz z kariery? Nieudana życiowo kura domowa. Nie jest tak? Nigdy nie słyszeliście od nikogo takich osądów? Ej, a może sami macie takie zdanie? Opowiedzcie czy są one sprawiedliwe. Według mnie - NIE. Każda kobieta ma prawo do decydowaniu o samej sobie. Chce być kobietą sukcesu? Niech będzie! Chce zostać w domu i wychować swoje dzieci? Niech zostanie. Nic Wam do tego. Kiedy kobieta płacze to nie mów jej, że histeryzuje, bo może ma naprawdę powód. Kobieta nie zawsze musi się na wszystko zgadzać. Może i u nas  “tak” znaczy “tak”, “nie” znaczy “tak”, “nie” znaczy “nie”, “nie” znaczy też “może”, ale może oznacza “tak” albo “nie”. Takie już jesteśmy, ale przestańcie patrzeć na nas przez pryzmat takich stereotypów. Wszystkie kobiety są takie same, ale każda jest inna ;)


Kolorowych snów.


PS. Bycie kobietą nie jest wcale takie proste.